Weekendowe śniadania to dla mojej rodziny wyjątkowe chwile – nie goni nas czas, nigdzie się nie spieszymy, jesteśmy dla siebie. Sobotnie i niedzielne poranki to niespieszne pobudki, rozmowy o wszystkim i o niczym, kulinarne życzenia do spełnienia… Niestety, nie udało mi się zachęcić dziecka do jedzenia owsianki (na wodzie, soku pomarańczowym, mleku krowim czy kokosowym… z bakaliami, orzechami, świeżymi owocami…), omlety też nie cieszą się szczególnym zainteresowaniem, a piętrowe kanapki z sałatą, pomidorem i ogórkiem już się znudziły… Dlatego musiałam wymyślić, w jaki sposób przemycić warzywa, od których mam wrażenie mojego syna bolą zęby ;)